***
-Lunaa…Lunaaa
Usłyszałam w oddali znajomy głos wypowiadający moje imię. Po
woli otworzyłam oczy i ujrzałam swoją mamę. Uradowana podskoczyłam ze szczęścia
i podbiegłam do niej. Chciałam ją uścisnąć jednak zrobiła krok do tyłu.
-Mamo co się dzieje? – zapytałam wystraszona.
-Przyszłam cię ostrzec przed tymi ludźmi.
-Ale co z nimi nie tak? – zapytałam jej ze smutkiem
-Ci ludzie są bardzo źli. Jeżeli zbadają cię na tyle dobrze,
że będą znać cię od zewnątrz i wewnątrz to cię zabiją. Nie możesz zwlekać i musisz
uciekać z tąd jak najszybciej.
Z polika popłynęła mi łza, chciałam pobiec i wtulić się w
jej ramiona jednak coś mnie powstrzymało. Otarłam twarz trzęsącą dłonią i
wydukałam:
-Mmma…mmaaamusiu. Ttak bardzo mi cciebie brakkuję – pociągnęłam
nosem i pobiegłam pędem do niej. Jednak na drodze nie stanęła mi żadna
przeszkoda jedynie zimny powiew wiatru. Odwróciłam się speszona i ujrzałam
zanikającą poświatę.
- To już mój czas abym odeszła żegnaj córeczko i pamiętaj
nie daj się porywaczom.
-Mamo nie!!!! Mamusiu zaczekaj proszę- upadłam na kolana i
zaczęłam płakać jak małe dziecko jednak nie zwracałam na to uwagi. Prosiłam
tylko w myślach, aby nade mną czuwała i nigdy mnie nie opuszczała. W oddali
zaczęło pojawiać się jasne światło, które przybierało moc z każdą sekundą. Z
każdą chwilą słyszałam coraz głośniej czyjś głos.
-Luna.Luna wstawaj co się dzieje?
Otworzyłam oczy i ujrzałam Zacka stojącego przede mną i
potrząsającego mnie za ramiona.